SPŁYW KAJAKOWY PO SKRWIE PRAWEJ
W niespełna dwa tygodnie po bardzo udanym klubowym rejsie do Włocławka odbyła się kolejna zaplanowana przez nas impreza – spływ kajakowy po Skrwie Prawej.. Co prawda Sikórz, miejsce rozpoczęcia eskapady, powitał nas chmurami, ale wkrótce niebo zaczęło się przejaśniać.
Przepłynięcie 18 kilometrowej trasy zajęło nam 5 godzin, a na szlak wyruszyło 37 uczestników – członków, sympatyków i znajomych Klubu Żeglarskiego „Hals”. Najpiękniejsza i najbardziej obfitująca w przygody była pierwsza połowa trasy. Rzeka meandrowała tam wśród lasów łęgowych i 30-metrowych wzniesień morenowych. Przegradzały ją zwalone pnie łączące nad wodą dwa przeciwlegle brzegi; zatopione kłody, przez które trzeba było zręcznie przepłynąć; podwodne głazy, gdzie nurt tworzył wiry. W dwóch miejscach należało niestety wysiąść z kajaka, wziąć go w ręce i przenieść brzegiem, aby ominąć nieprzepływalne kłębowiska pni, gałęzi, kamieni. W kilku miejscach można poczuć było adrenalinę, kiedy przepływało się bardzo szybkim nurtem wśród sterczących groźnie kamieni, w miejscu spiętrzeń przy dawnych urządzeniach technicznych. Wszystkim niezmiernie dopisywały humory, bo jak się nie cieszyć, kiedy co chwila to jakaś przygoda. A to ktoś wpadł do wody, a to nie mógł pokonać podwodnej przeszkody i trzeba było użyć sił kilku osad, żeby mu w tym pomóc. Druga część trasy o wiele spokojniejsza, woda głębsza i szerzej rozlana, płynie się spokojniej, ale za to trzeba się więcej napracować pagajami. Zmęczeni wypatrywaliśmy, kiedy wreszcie pojawi się znajomy widok ujścia Skrwy do Wisły. A tymczasem będąca na czele osada na pytanie, co jest za zakrętem, meldowała: „Drugi zakręt”. Na szczęście po przybyciu do celu, dla uzupełnienia sił, w żeglarskiej przystani w Murzynowie czekał na nas grill i przygotowane wcześniej w domu przysmaki. I ja tam byłem, miód i cytrynówkę piłem…..