REJS PO ZALEWIE WŁOCŁAWSKIM
Letnie rejsy po Zalewie Włocławskim to już tradycja naszego klubu. W tegoroczną wyprawę wyruszyła flotylla złożona z trzech jachtów.
Na czele płynęła nasza flagowa jednostka „Dezeta Marcela”, za nią szkoleniowy Mors 720 i armatorska Sasanka 660.
W składzie osobowym wyprawy oprócz członków klubu wzięli także udział tegoroczni uczestnicy kursu na stopień żeglarza jachtowego. Kochamy przygody, a przygody kochają nas. Zanim zamknęliśmy pierwszy etap rejsu załoga Dezety musiała wykonać raczej nieopisywany w literaturze żeglarskiej manewr: aparat fotograficzny i telefon za burtą. Wymienione przedmioty zamknięte w pływającym etui, o dziwo, przeżyły, choć z trudem zauważone zostały wśród fal. Stare porzekadło żeglarskie mówi, że kobieta na pokładzie, to…. Coś w tym jest, bo przy podejściu do przystani w Dobiegniewie czekała nas następna przygoda. Brak doświadczenia w obsłudze fału miecza u części załogi Dezety sprawił, że opadł on sobie swobodnie i nie było sposobu, żeby go podnieść. Nie obeszło się więc bez holowania łodzi na burłaja w płytkiej w tym roku Wiśle. Drugi etap rejsu również zakończył się przygodą. Na dwa kilometry przed Mariną we Włocławku silna burza z piorunami kazała zrobić zwrot i ratować się kursem z wiatrem. Dezeta z podniesionym jedynie fokiem pędziła jak szalona gnana szkwalistym wiatrem wśród uderzeń piorunów. Na szczęście w niedzielę, podczas drogi powrotnej z wyprawy, pogoda okazała się już łaskawsza, a sprzyjający wiatr od południa, w mgnieniu oka pozwolił dopłynąć do Duninowa.
A co się działo w przystaniach i marinach na szlaku? Wiadomo. Żeglarskie biesiady przy grillu, ognisku i w tawernach. Szkoda tylko, że wciąż takich żeglarskich włóczęgów jak my, na wodach Zalewu jest mało.